czwartek, 27 sierpnia 2015

Zaraźliwa zajawka, mój chłopak mnie zaraził! ;)

Nie mowa tutaj oczywiście o chorobach, tylko o pozytywnej zajawce. ;p
Mój chłopak od dzieciństwa jest WIELKIM fanem motoryzacji. Nie przesadzę mówiąc, że na prawdę od wczesnych lat interesowały go auta i motocykle. Dowody mówią same za siebie... zdjęcie ślicznego dzieciaczka (śmieszkując - ślicznej, wyglądał jak dziewczynka ;D) z autkami, na autkach, przy autkach w autkach. Jego notatki w których tworzył 'swoje' auta, czy albumy, lub segregatory z tymi NAJ NAJ, a po za tym, STOS gazet o motoryzacji. Tak, to cały mój kochany MążPrawieNarzeczonyJeszczeChłopak. 
Więc i mnie zaraził. Tak, uczę się (a właściwie uczyłam) jeździć motocyklem. Jest w tym coś wspaniałego. Zarówno jadąc jako 'plecak', jak i samo prowadzenie maszyny wprawia mnie w jakiś rodzaj satysfakcji, zadowolenia i przez jakiś czas jakby nic innego nie było w głowie. Po prostu prowadzę, skupiam się, jestem tu i teraz i jadę. 

Szkoda tylko, że nie wszyscy rozumieją to co aktualnie na drodze robią. Często można spotkać wariatów, najczęściej określeni jako 'dawcy' (chociaż po bardzo poważnym wypadku motocyklowym, mało który organ nadaje się do przeszczepu ;]). Zła opinia szybko się rozchodzi i wszyscy są wrzucani do tego samego worka. 

Druga sprawa - niby motocykliści to jedna wielka rodzina. Tylko tak się wydaje, prawdziwi ludzie których cieszy sama jazda - Ci są bardzo pozytywni. To Ci którzy machają każdej maszynie jednośladowej mijając ją (nie ważne czy skuter, 125 czy 1000). Coraz częściej jednak spotykam się z wielkimi 'twardzielami' którzy kupują maszynę z dużą pojemnością, resztę traktując z pogardą. 

Ostatni minus, kierowcy aut, którzy nie dopuszczają myśli, że istnieje coś takiego jak filtracja ruchu. Tak, stoisz w korku? Jednoślad ma prawo przejechać, nie zajeżdżaj mu nachalnie drogi, nie trzymaj się namolnie środka. Dzięki tym paru jednośladom, wbrew pozorom stoisz w tym korku, kilka aut bliżej celu. 

Więc może przy okazji taki mały apel: Jesteś kierowcą? Nie ważne czego. Po prostu traktuj uczestników ruchu z takim szacunkiem, z jakim sam chciałbyś być traktowany. W sumie dotyczy to każdej sfery życiowej. Świat byłby bardziej przyjaznym miejscem, gdybyśmy się wzajemnie lepiej traktowali. :)

To teraz czas na trochę zdjęć! :D

Trochę napraw :)

Trochę selfie ;)

Trochę jeżdżenia ;)


Trochę buziaków ;)

I znowu trochę napraw. Tak to jest, jak się ma małe dłonie, które wszędzie się mieszczą i dość elastyczne stawy. 'Kochanie... mogłabyś?'. ;)

Ukochany mknie do sklepu.

Niestety aktualnie NaszaMała, nie jeździ. Cóż, oszczędzając przy kupnie, wkłada się drugie tyle przy naprawach. Póki co, ważniejsze wydatki to przygotować mieszkanie przed zimą (KUCHNIA!). Chociaż tęskno i dylematy. Sprzedać? Zostawić, poczekać, robić przez zimę? W przyszłym roku wychodziłoby, że NaszaMała, byłaby tylko MojąMałą, a MążPrawieNarzeczonyJeszczeChłopak kupi coś większego, ale remont, wydatki. Ah te pieniądze, niby szczęścia nie dają, ale jak bardzo czasami by pomogły. Tak by człowiek mógł robić wszystko na raz, a tu wybieraj, jedno czy drugie. ;)

No cóż, póki co musisz poczekać NaszaMała. :)

Przy okazji obniżka ceny sukienki Bodyline. Polecam! :)



wtorek, 18 sierpnia 2015

Mały zielnik na kuchenny parapet, DIY #1

Powoli szykuję się do remontu kuchni. Bardzo powoli... Jednak ciężko opróżnić pokój który był graciarnią cioci R. od dobrych 5-6 lat? Przy okazji schowkiem na wszystkie niepotrzebne rzeczy również reszty rodziny. Cóż, ja bym najchętniej wywaliła wszystko, albo zaniosła na strych - ale mój MążPrawieNarzeczonyJeszczeChłopak mówi, że mam dać jej czas. Rozumiem... ale tam się prawie nic nie zmienia już od MIESIĄCA! A ja już znalazłam używane kuchenne meble... Które są do odbioru od 19 sierpnia. Cóż, pół biedy gdyby od razu można było je wstawić... ale tam nie ma prądu/wody za to są gołe ściany z pustaków i brak sufitu. :D

Jednak koniec żali, przejdźmy do DIY

Jako, że wymyślanie dodatków do niskobudżetowej kuchni umila mi nieskończoność czekania, a także większa liczba kotów równa się większe zużycie puszek... Jakoś tak zrodził się pomysł, aby wykorzystać te śmieci i nadać im drugie życie.

Do wykonania użyłam:
- Dwóch puszek po kociej karmie
- Białego spray'u (jeżeli czytaliście wcześniej bloga, tak, to pozostała emalia po malowaniu pieca)

Puszki straciły etykiety i zostały dokładnie umyte. Po wyschnięciu nałożyłam na nie pierwszą warstwę farby.
Puszka po pierwszej warstwie, nałożyłam dwie
 Gdy farba wyschła, pozostało już tylko zasiać rośliny. U mnie bazylia (uwielbiam! co roku wysiewam z nasionek) i w drugim jeszcze mała, mięta ('od szczepka' z ogrodowej). Pierwszy zamysł był, że na puszce napiszę nazwę roślinki i postawię na pomalowanym na biało prostokątnym talerzyku. Jednak podczas schnięcia, wyrzucałam z graciarni rzeczy które wyrzucić mogłam i o! Znalazłam idealne drewniane pudełko po wódce. Tyle lat czekało na drugie życie. Oto jak prezentuje się mój mały zielnik!



W kolejce jest jeszcze jedna puszeczka (gdy robiłam zdjęcie nie była jeszcze opróżniona przez koteły), dzisiaj malowanie! Tylko co posadzić jako trzecie? Pietruszkę? Oregano? :> Na pewno pochwalę się, gdy zielnik będzie już dumnie stał w kuchni.

To na pewno nie moje ostatnie pomysły z puszek. W końcu cztery kociaki = sporo tego. Jednak efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, więc na pewno będę kombinować dalej. ;)